Start 1000. Na środku, między Teneryfą a Gran Canarią północno wschodni wiatr dmuchał z prędkością trzydziestu węzłów. Fala skotłowana. Krótka jak na Bałtyku. Pod wysokim brzegiem było spokojniej. Tylko trochę. Rozpoczęła się jazda wzdłuż wyspy. Ludek Chowanec i Adam Radecki ponad sześć węzłów. Bardzo dużo dla pięciometrowych łódek. Ludek ma już płetwy stabilizacyjne. Łatwiej płynąć szybko. Stovka pod dużymi żaglami trzyma kurs i przyspiesza. Jurand Goszczyński odjechał. Alczento utrzymuje osiem do dziewięciu węzłów prędkości. Wieczorem Adam Radecki wycofuje się z regat. Czuje się psychicznie zmęczony. Nie odnajduje radości w żeglowaniu. O osiemnastej z portu na południu wyspy wypływa Jakub Dąbrowski. Dołącza do wyścigu. Utrzymuje spokojne cztery węzły. Po trzech godzinach fala załamuje się nad rufą Shaki. Zalewa kokpit. Rzuca żeglarzem na przeciwną burtę. Woda spływa do oceanu. Pozostaje żeglarz z potłuczoną nogą. Kuba wraca na Teneryfę. Wraca w cieniu wysokiej wyspy. Pod słabiutką dwójkę. Schowany przed dużymi falami. Po północy zatrzymuje traking. Rano telefonuje do rodziców. Wszystko OK. To była ciężka noc.
Na oceanie pozostaje Ludek Chowanec na Stovce i Jurand Goszczyński na Alczento. Gnają w noc na stromych krótkich falach archipelagu. Ku pasatom. Wiatr nierówny. Szkwały do trzydziestu węzłów. Wyspy za rufą. Jeszcze jest krótka, dwumetrowa fala. Zmęczenie. Trzeba złapać rytm. Pierwsza doba przynosi sto czterdzieści mil Jurandowi Goszczyńskiemu. Sto piętnaście mil Ludkowi Chowancowi.