Marcin Klimczak jest tuż przed metą. Nie planował wyścigu. Nie wziął nawet genakera. Lilu to starszy typ, Setka B-A na której żeglarz zmienił nadbudówkę i takielunek. Chciał przepłynąć Atlantyk na 5-metrowej łódce, to wystarczający wyczyn. W drugim etapie przewidywał zajście na Wyspy Zielonego Przylądka. W przeciwieństwie do kolegów Marcin wcześniej nie żeglował samodzielnie po morzu. Pierwsze dni były trudne, silny wiatr, wysoka fala, przekraczanie tras statków. Żeglował powoli lecz zawsze w kierunku celu. Twardo trzymał kurs, to on prowadził jacht tam dokąd postanowił. Zbierał doświadczenia, przełamywał obawy i rozkręcał się. Średnie prędkości Lilu wzrosły, zaczęły przekraczać dwa węzły a zdarzało się, że dochodziły do czterech węzłów. Spotykał silne przeciwne wiatry przed którymi koledzy zdążyli uciec. Nie poddawał się pogodzie, nie tracił wysokości, żeglował pod fale wyższe od masztu. W piątek dwudziestego piątego listopada wielki niż zszedł na południe i sztormowym wiatrem próbował zepchnąć Lilu na północ. Marcin przetrwał i trzymajac kurs pod wiatr nie stracił ani mili. Finisz też nie jest łatwy. Z lewej burty Gran Canaria, z prawej Tenetyfa, tylko teraz wiatru zbyt mało.
Tracking:
Pogoda;
Wiadomość sprzed północy. Marcin po 15 dniach i 5 godzinach rejsu wpłynął do Mariny Atlantico.