Na zachód od trasy regat stoi niż. Potężny, ze sztormowym wiatrem. Z centrum na południe od Azorów. Stoi i na razie ma stać. Teraz nie niepokoi ale każe o sobie pamiętać. W końcu niże ruszają na wschód. Zanim ruszy lub się wypełni cztery małe jachty przemkną ku Teneryfie. Ten niż jest gigantyczną pompą ssącą powietrze z potężnego obszaru oceanu. Wiatr który jeszcze dmucha zawodnikom z NNE jest zasysany na zachód i im bliżej Wysp Kanaryjskich tym bardziej skręca na NE i dalej na ENE. Z fordewindu do pełnego baksztagu. To nadal będzie wiatr pozwalający szybko żeglować w stronę mety. Nawet szybciej i spokojniej. Wczorajszy dzień to znowu piękne żeglowanie. Rano dwa do trzech z fordewindu. Po południu wiatr rośnie by wieczorem dmuchać z siła cztery do pięciu stopni Beauforta. Genakery i groty w górze. Zabieranie się na surfing z falą i delfinami. Latające ryby nie czekają na pasat. Spadają na pokłady o dziesięć stopni za wysoko. Zaczynają się fantazje kulinarne. Alczento pędzi do mety. Jurand Goszczyński żegluje rewelacyjnie. Maksymalnie wykorzystuje możliwości łódki. Nie odpuszcza na moment. Nie zwalnia w nocy. Do mety zostało sto siedemdziesiąt mil. Siedemdziesiąt mil za Jurandem leci z falą Dream Catcher Adama Radeckiego. Adam żegluje równo, szybko i utrzymuje drugą pozycję z dwudziestomilowym dystansem do Jakuba Dąbrowskiego i Ludka Chovanca. Stovka i Shaka żeglują niemal identycznie. Ludek trzy mile na zachód od Kuby. Do mety zostało im tyle samo, 260 mil. Zmieniają się na prowadzeniu o znikome na oceanie ułamki mili. Wiatr sprzyja od startu, żeglują doskonale. Wszyscy szybciej niż rekord trasy.
Wszyscy żeglują bardzo szybko