Wszyscy szczęśliwie przeszli przez rutę. Muszą jednak nadal uważać. Żeglują w obszarze intensywnego ruchu statków. Tu, na południe od ruty podążają statki płynące głównie z i do Północnej Ameryki. Jest dzień, jest dobra widoczność. Największe niebezpieczeństwo zostało za rufą. Wszyscy przyjęli podobną taktykę. Prosto po ortodromie do Santa Cruz. Jakub Dąbrowski trochę odczuwał morską chorobę ale po paru godzinach minęła bez śladu. Różnice niewielkie, po kilka mil. Genakery równo ciągną. Prowadzi Jurand Goszczyński a pozostali są tuż za nim. To co wiało w nocy Jurand określił jako "dziurawą trójkę". Mimo niezbyt mocnego wiatru udało się przepłynąć dziewięćdziesiąt cztery mile. Do mety zostało pięćset sześćdziesiąt. Wiatr rośnie. Będzie szybkie żeglowanie. Teraz dmucha równa czwórka z północy. Jest przyjemnie, 18 stopni i i słońce przebijające się przez chmury. Za burtą bawią się delfiny.
1450. Z północy przychodzą wysokie fale. Wiatr coraz silniejszy. Za kilka godzin ma dojść do 6B.
1830. Urządzenia nadzwyczaj nieprecyzyjnie podały wysokość. Pomiar "na oko" z pokładu Alczento to fale dwumetrowe. I temu warto zaufać. Dmucha piątka z baksztagu i jest piękna jazda.
Twardy i równy wyścig