Alczento stoi na kotwicy. Jurand jest już z rodziną. Na oceanie pasat dmucha z siłą cztery do pięciu. Dwa foki pięknie ciągną Stovkę. Czasami przychodzi szkwał. Popędzi łódkę. Odkosy dziobowej fali zmoczą pokład. Zatrzęsie masztem. Wygna żeglarza z kabiny by zrzucił jeden żagiel. Rozbudowały się fale. Między trzymetrowymi chodzą cztero i pięciometrowe. Błękitne góry z białą pianą na wierzchołkach. Jacht surfuje z falami. Ocean łagodzi upał. Tylko sargasso nie zniknęło. Przeszkadza, spowalnia. Hamuje jacht. Każe żeglować slalomem. Ludek Chovanec przepłynął dziewięćdziesiąt pięć mil licząc po prostej. Do mety zostało czterysta sześćdziesiąt.
Shaka jest w połowie drogi do stałego pasatu. Wiatr słabnie. Tak ma być przez najblizsze dni. Kuba i Beniamin będą mieli podobne warunki jak Jurand i Ludek. Edyta jest w połowie drogi do Wysp Kanaryjskich. Do środy pogoda ma sprzyjać różowemu okrętowi.