Czesc. Dobrze chociaz cos napisze. Wiem, ze jestescie wszyscy "glodni"
swiezych wrazen siedzac w cieplych kapciach tam daleko w Polsce. A my
tu plazowo...
Mowilem juz ze SpA to rewelacja?? Pewnie tak, ale wazenia sa nie
opisania. I czesto takie banalne slowko sie powtarza z naszych
pierwszych wrazen tu z chlopakami. Tak jak jedna z pan jeszcze przed
startem zapytala: "jak wy chlopaki z takimi jajami mozecie sie w
takich malych lodkach zmiescic?". No jaja (przepraszam za zwrot)
trzeba miec zeby puscic sie na Atlantyk tym czyms. A robilismy
wrazenie zarowno w Portugalii i na Kanarch. Starsze malzenstwo ze
Szajcarii, ktore obok mnie cumowalo, sa w morzu juz 16 lat i swiat
okrazyli 4x ale mowili takich "wariatow" (w dobrym teg slowa
znaczeniu) jeszcze nie widzieli.
Start trzeba przyznac mielismy wolny. Szukalismy wiatrow. Potem sie
juz rozwialo. I ladnie. Od drugiego dnia i trzeciego juz ladnie wialo.
Widzialem ze sie pasat coraz bardziej rozbudowuje i dlatego juz
wczesniej zaczalem odbijac na Martynike. Szybko postawilem 2 foki na
bomach i mnie ciagnely przez pierwsze 2 tyg. Bez mian zagli zupelnie.
Dzien i noc bez zmian. Szkoda bylo grzebac jak predkosc na moim
reczniaku wahala sie 6-8 ze skokami nawet do 14. W nocy widac bylo ze
wiatro sie troche bardziej zmaga ale to tylko dobrze dla przebiegow.
Zauwazylem ze mimo pletw stabilizujacych przy slizgu z fal rufa troche
sa szybko zjezdza z falii i kreci lodke. 50m liny za rufe i sprawa
zalatwiona. Line dopiero zdjalem za meta. To taki bezbiecznik uwazalem
tez, przy przednich zaglach. Bezpieczniej, trudniej mnie obrocic. W
trzecim tyg zaczalem "juz" zmiany zagli. Gdy slablo -stawialem
geneker. Gdybym mial lepszy samoster to 2 genakery bylyby rewelacja.
Ale moj zbudowany na szybko w Sagres z elementow z marketu nie radzil
sobie juz z tym zestawem. Zbyt malo czuly kiedy wiatr pozorny prawie
zerowy. Ale zestaw genaker + fok byl jeszcze do zrobienia juz dla
mojego samosteru. Pewnie tez przy lepszym, dokladniejszym samosterze
moje myszkowanie byloby mniejsze. Z moich obliczen dobowych (mierzylem
pozycje tylko w poludnie o 1200 UTC) nie liczac 2 dob moje przebiegi
byly ponad 110 mil. Czesto po 130. W rzeczywistosci byly pewnie
wieksze, liczac zeczywisty przebieg. No ale innego sprzetu nie mialem
zeby to sprawdzic. Troche szkoda. Z drugiej strony minimalizacja
sprzetu daje pewna frajde. A szczegoly przebiegow dobowych nie sa az
tak istotne. Mozna sie skupic i korzystac z innych wrazen zamiast
sledzic gps non stop. Tak uwazam.
To ciekawe uczucie nie majac kontaktu z innymi nie wiedzac gdzie kto
jest. Nie wiedzialem ze prowadzilem peleton przez dluzszy czas. Pogoda
ostatniej doby niestety ostateczny winik troche popsula. Generalnie
chociaz dopisala. Chociaz fale 3-4m
byly standardem. Ostatniej doby mialem wrazenie ze Atlantyk
przypomnial sobie ze nie mialem okazji wczesniej miec ulew, zmiennego
ciagle wiatru a newet jej braku. To wszystko zaserwowal ostatniej
doby. Ciekawe tez, przy naszych relacjach, kazdy z nas mial inne
pogody. Ciekawe. Nie bylismy az tak daleko od siebie.
Prawde mowiac, to ze mnie zaden regatowiec. Nie czuje sie nim.
Startujac w tych regatach chcialem sie zmierzyc z wlasnym soba, moim
skromnym zeglarstwem, samotnoscia. Bardziej niz z wynikiem przelotu.
Znalem slabsze punkty lodki, nie chcialem jej zylowac, chociaz
moznabylo bardziej. Czesto zamiast posiedziec przy sterze i podciagnac
mile wolalem "pogapic sie w morze". Chcialem przeplynac Atlantyk. Bez
awarii. Przeplyniecie go, setka, jest uwazam, osiagnieciem samym w
sobie.
Mialem jedna sytuacje, w ktorej sie naprawde przestraszylem.
Wigilia. 2140, ciemno juz. Lecimy sobie pasatem - podjazd i zjazd
pasatowa fala, podjazd i zjazd... Ja w srodku przygotowany do kolejnej
nocy. Siedze i czytam cos jeszcze. W pewnym momencie mialem uczucie ze
zlatujemy dziobem ostro w dol. Jakby lodka spadala z fali, ostro
wbijajac sie w wode. Takie wrazenie bo ciemno bylo i nie mialem
orientacji co na zewnatrz. Nagle lodka ostro przyhamowala i jeknela
tak przerazliwie i glosno. Przerazenie. I uslyszalem trzaski. W
pierwszym momencie przez mysl mi przeszlo ze maszt polecial i koniec
imprezy. Nie wiedzialem co sie dzieje. Ale nie pomyslalem ze gdyby
maszt polecial to bylby jeszcze odglos masztu ladujacego z hukiem na
pokladzie. Tego nie bylo. Na szczescie. Wylatuje na zewnatrz i rzut
okiem na takielunek. Stoi! Uff. Tylko oba bomy zlozyly sie jak
harmonijki, lamiac sie kazdy w 10 miejscach na raz. Na spokojnie,
kiedy ochlonalem zreanimowalem je, prostujac aluminiowe rury i
wkladajac zapasowe, stalowe rury do samosteru ktore mialem na
szczescie, do srodka poprostowanych rur aluminowych i owijajac
wszystko tasma. Tak przelecialy do konca. Analizujac wydazenie potem
dlugo jeszcze, wydaje mi sie ze spadlismy z fali dziobem w dol i
zanurkowalismy az po sama stope masztu. Wczesniej widzialem juz
nurkujacy dziob az po sztagownik. Ale wrazenia wigilijnego wieczoru
byly duzo bardziej potezne. Lodka musiala wbic sie w wode tak mocno,
mysle ze zatrzemala sie na fokach, i jeknal wlasnie takielunek -
sztagi, napinajac sie pewnie do granic mozliwosci. Dlatego
bezpiecznikiem, i cale szczescie, okazaly sie aluminowe bomy, ktore
wziely na siebie caly impet na siebie. Troche sie najadlem strachu,
przyznaje. Ciemnosc i wiatr wzmaga tez wzmaga wrazenie i doczucia.
Reszta rejsu to przyjemnosc tylko. Z zolwiami, orkami. Lowienie ryb
itp. Bajka...
Jak sie mieszka dzien i noc na tak malej lodce ktora buja non stop,
mozna sie tak do bujania przyzwyczaic ze potem juz sie nie czuje tego
bujania w ogole. Wrazenie bujania mozg chyba wylacza podswiadomie.
Niestety po zejsciu na lad nie moglem stanac na nogi prosto. A
pierwsze kroki szedlem jak pijany bo nie umialem stanac prosto.
Odkrylem tez ze mozg chyba podswiadomie szuka odglosow ludzi w
typowych odglosach plynacej lodki. Czesto wydawalo mi sie ze ktos
krzyknal cos - "czesc", "tak?", "co?" itp. Odglosy tak bardzo realne.
Lodka gada.
Atlantyk jest potezny. Nabiera sie do niego respektu, bedac zdanym na
jego laske w kazdej sekundzie. Ale tez odkrywa jego piekno. Mozna
obserwowac go godzinami, szczegolnie o zachodzie, przy herbacie i
pajdzie z dzemem.
Przyjemnie bylo spotkac komitet powitalny i wspolny powrot na
kotwicowisko. Wczoraj wieczorem przywitalismy tak Robera. Dzis
przywitamy Piotra, potem cala reszte. Wszyscy jestesmy wygrani. Twoja
w tym tez zasluga. Trzeba miec jaja. Oj trzeba zeby czyms takim na
Atlantyk sie targac hehe.
Tyle dzis z rana na szybkiego. Nie moge spac dzis. Dziwnie na kowicy,
nic nie buja, nie trzeba wstawac co chwile w nocy. Jakas pustka
emocjonalna. Czegos brakuje. Zadnych wrazen :-( Jakis tylko lad w
zasiegu reki....
Milego dnia
Michal
Tracking: